[Felieton]: Czas rozczarowań - podsumowanie roku 2016 w "śląskiej" piłce na szczeblu centralnym

Stadion Śląski w Chorzowie (foto: Geocaching) Stadion Śląski w Chorzowie (foto: Geocaching)

Koniec roku to czas różnych podsumowań i refleksji. My przyjrzeliśmy się, co rok 2016 przyniósł nam "ciekawego" w śląskiej piłce na szczeblu centralnym.

Co prawda w różnych klubach działo się wiele, ale z rywalizacją sportową miało to czasami niewiele wspólnego. W sezonie 2015/16 do najwyższego szczebla rozgrywek przystępowały cztery śląskie drużyny: Piast Gliwice, Ruch Chorzów, Podbeskidzie Bielsko-Biała i Górnik Zabrze. Niestety dwie z nich: Górnik i Podbeskidzie, musiało w połowie 2016 roku pożegnać szeregi ekstraklasy i rozpocząć rozgrywki o szczebel niżej.

Na osłodę kibicom, pozostał wywalczony przez drużynę Piasta, tytuł wicemistrzowski. Jak się później okaże, to drugie miejsce na koniec sezonu bardziej zaszkodziło niż pomogło gliwiczanom. Przyczyn spadku zasłużonego dla polskiego futbolu Górnika, czy mniej popularnego Podbeskidzia jest wiele. Główną przyczyną na pewno jest bardzo złe zarządzanie, taką instytucją jak klub piłkarski.

Ojcem spadku Górnika nazywany jest trener Leszek Ojrzyński, a zwłaszcza jego nie za bardzo jasna polityka transferowa. W Podbeskidziu winę za degradację ponoszą na spółkę trener Robert Podoliński i prezes klubu Tomasz Mikołajko. Podoliński z zespołem robił co chciał, a prezes Mikołajko nie do końca kontrolował pracę swojego podwładnego.

Także w I lidze okazało się że prezes Podbeskidzia postawił nie na tego "konia" co potrzeba. No cóż stało się, ekstraklasa uszczupliła się o dwa kluby z województwa śląskiego, ale za to w pierwszej lidze do sezonu wystartowało aż pięciu przedstawicieli ze śląskiego. Po roku banicji na drugim froncie, do I ligi wrócili piłkarze GKS Tychy, a stawkę uzupełniały: GKS Katowice i Zagłębie Sosnowiec.

Tutaj okazało się, że pierwszoligowe progi są za wysokie dla beniaminka z Brynowa - Rozwoju Katowice. Rozgrywki w II lidze pokazały, że prezes Zbigniew Waśkiewicz chyba za bardzo i za długo zaufał trenerowi Mirosławowi Smyle. Podczas letniej przerwy również wiele się działo, ale nie na rynku transferowym, a w gabinetach prezesów. Mowa tu o wicemistrzach Polski , czyli Piaście Gliwice.

Po nieporozumieniach z prezesem Adamem Sarkowiczem, z klubu odszedł "ojciec sukcesu" Piasta - czeski trener Radosław Latal. Na chwilę zastąpił go jego asystent Jirzi Necek, ale szybko okazało się, że ten najlepiej czuje się w roli asystenta. Po serii porażek Necek sam zrezygnował z funkcji trenera. Po nim dymisję złożył również prezes Sarkowicz, a pozostali działacze uprosili Latala, by z powrotem wrócił na ławkę trenerską Piasta. Na razie efektów nie widać, bo Piast jest dopiero trzynasty w tabeli Lotto Ekstraklasy.

W aferach wszystkich "przebił" jednakże Ruch Chorzów. Ten utytułowany klub grał jak grał, głównie na granicy utrzymania. Pierwsza afera wybuchła w listopadzie, gdy Urząd miasta Chorzowa domagał się zwrotu raty za udzieloną klubowi pożyczkę. Niestety, ale Ruchu nie było stać na oddanie umówionej raty. Pomogli radni, którzy na sesji przegłosowali, że przesuwają zwrot pożyczki aż do wiosny.

Jednakże to, co wydarzyło się tuż przed świętami, na pewno wszystkich wprawiło w osłupienie. Otóż okazało się, że "kreatywni" działacze Ruchu zawierali umowy z zawodnikami z dwóch źródeł. Jako spółka Ruch S.A. i jako "Fundacja Ruch". To co jest w tym najgorsze, to to, że z tej drugiej umowy nie wywiązywali się w stosunku do piłkarzy i nie płacili im.

Poszkodowanymi jest wielu już byłych graczy Ruchu. M.in: Bartłomiej Babiarz, Adrian Mrowiec, Krzysztof Kamiński, Michał Buchalik, Filip Starzyński, Robert Chwastek czy Grzegorz Kuświk. Dla porównania Chwastkowi i Mrowcowi działacze Ruchu są winni około 60 tysięcy, a cały dług "Niebieskich", to około kilkanaście milionów złotych. Czasu na uregulowanie zaległości działacze z Cichej dostali do końca stycznia.

Tyle, że czas "szybko biegnie", a w kasie widać tylko pustki! Prawdopodobnie miasto znowu pomoże. Pytanie tylko, czy chorzowski magistrat to "dojna krowa" bez końca? Teraz nie ma winnych, ale przecież umowy z ramienia Fundacji Ruchu podpisywały "legendy" chorzowskiego klubu: Mirosław Mosór i Dariusz Gęsior. Niektórzy rywale już się cieszą i upatrują pierwszego spadkowicza! Być może mają rację, bo trudno będzie odrabiać stratę ośmiu punktów, jaką klub może ponieść za utajnianie długów.

Przed startem I ligi kibice zacierali ręce na myśl, że mecze derbowe w wykonaniu: Górnika, "GieKSy", "Piwoszy" czy Zagłębia - przysporzą wielu emocji. I rzeczywiście tak się stało! Półmetek rozgrywek już pokazał, kto będzie walczył o awans. Okazało się, że spadkowicze: Górnik i Podbeskidzie, którzy zakładali tylko roczną banicję na tym szczeblu rozgrywek, na pierwszym froncie mogą spędzić trochę więcej czasu niż tylko 12. miesięcy.

W Górniku misji ratowania zespołu podjął się Marcin Brosz. Zanim trener znalazł wspólny język z zespołem, to trochę to trwało. Zabrzanie zaczęli dobrze grać, dopiero w połowie rundy i przez to na półmetku rozgrywek są dopiero na ósmym miejscu. "Góralom" z Podbeskidzia gra w I lidze zupełnie się nie układała. Dariusz Dźwigała nie miał pomysłu na grę i co jest najgorsze, nie widział w tym swojej winy. Gdy cierpliwość prezesa Mikołajko się skończyła, to wyrzucił z Bielska cały sztab trenerski i zaangażował Słowaka Jana Kociana. Dopiero wiosna pokaże, czy słowacki szkoleniowiec dobrze wypełni rolę strażaka.

Jeszcze gorzej w pierwszej lidze wiodło się beniaminkowi rozgrywek -  GKS-owi Tychy. Co prawda, w meczach derbowych tyszanie prezentowali się akurat nieźle, za to nad całą resztą lepiej spuścić zasłonę milczenia. Próbował coś jeszcze wykrzesać ze swoich zawodników trener Kamil Kiereś, ale widać było, że zespół jest już "psychicznie" zmęczony "ojcem" powrotu tyszan do I ligi.

Jego miejsce zajął znany z "twardej ręki" - Jurij Szatałow. Co prawda, te kilka meczów pod jego kierunkiem nie było dobrych, ale wiosna, podobnie jak w przypadku Kociana jest jego. Jeżeli uda mu się uratować pierwszą ligę dla Tychów to naprawdę będzie "wielki"!

Na zakończenie roku, coś o jaśniejszych stronach I ligi. GKS Katowice wraz z trenerem Jerzym Brzęczkiem staje przed ogromną szansą awansu do ekstraklasy. Widać, że spokojna i merytoryczna praca szkoleniowca procentuje. Najważniejsze, że jest spokój w klubie, a zawodnicy myślą tylko o graniu, a nie o zmianie szkoleniowca jak to było za miedzą - w Zagłębiu.

Kapitan sosnowieckiego zespołu Sebastian Dudek wypalił do prasy, że: "nie ma chemii między drużyną, a trenerem Piotrem Mandryszem". Oczywiście na drugi dzień w Zagłębiu nie było już trenera. To wydarzenie trochę oddala szanse awansu sosnowiczan do ekstraklasy. Bardzo nas ciekawi, jak poradzi sobie nowy, młody trener Zagłębia - Dariusz Banasik

Na zakończenie felietonu, czas na drugą ligę. Niestety tutaj mamy same "hiobowe" wieści, gdyż zarówno: ROW 1964 Rybnik, Rozwój Katowice czy Polonia Bytom - w komplecie są na granicy spadku. W Rybniku gdy skończyły się miejskie pieniądze, to nikomu już nie zależy na piłce. Miasto stawia teraz na żużel, a futbolowe mecze rybniczan ogląda garstka kibiców.

"Fusbal" próbują tam ratować tylko "zapaleńcy". W składzie rybniczan gra prawie sama młodzież, która powinna się ogrywać przy "starych wyjadaczach". Nie chcę być złym wieszczem, ale jeżeli ROW spadnie z tej drugiej ligi - to prawdopodobnie będzie definitywny koniec piłki w Rybniku, podobnie jak miało to miejsce kilka lat temu w pobliskim Wodzisławiu. To samo dotyczy się dwóch pozostałych drużyn - czyli Rozwoju i bytomskiej Polonii.

Oba zespoły dostają miejskie "kroplówki" by przeżyć, ale czy to wystarczy do utrzymania się? Zobaczymy, co przyniosą zimowe transfery? Jeżeli nie będzie konkretnych wzmocnień, to za pół roku możemy w II lidze spotkać tylko jedną, naszą drużynę i o zgrozo, może to być spadkowicz - GKS Tychy.

Na szczęście w obronie "śląskiego" staje na wysokości zadania Raków Częstochowa, który pewnie wędruje w odwrotnym kierunku - czyli do bram I ligi. Pod Jasną Górą widać bardzo dobrą pracę trenera Marka Papszuna. Więc prezes i właściciel zarazem - Marek Świerczewski, nie powinien już eksperymentować z Krzysztofem Kołaczykiem czy Przemysławem Cecherzem w roli szkoleniowców. Kołaczyk znakomicie sprawdza się za biurkiem - jako działacz.

W tej drugoligowej beczce soli, jest jeszcze jedna łyżeczka miodu. Za pół roku być może do tego grona dołączy inny śląski zespół - GKS 1962 Jastrzębie. Podopieczni trenera Jarosława Skrobacza po I części sezonu w III lidze, wypracowali sobie kilku punktową przewagę nad goniącymi ich rywalami, a swoją dobrą formę potwierdzili też rewelacyjnymi występami w Pucharze Polski, gdzie jako jedyny przedstawiciel ze Śląska dotarli aż do ćwierćfinałów, w których musieli uznać już wyższość I-ligowych Wigier Suwałki.

Oby w 2017 roku nie sprawdziły się tylko "czarne scenariusze" dla śląskiej piłki. Życzymy wszystkim: klubom, działaczom, piłkarzom i kibicom - samych sukcesów i pozytywnych wrażeń sportowych w 2017 roku!

Jacek Rebensztok.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powrót na górę

Piłka nożna

Inne dyscypliny

Strefa konesera

Polecane strony

O nas

Podążaj za nami