Jesteśmy drugą siłą na Śląsku - wywiad z Mateuszem Ludygą, prezesem MKS Olimpia Piekary Śląskie
Mateusz Ludyga to społeczny prezes I-ligowej MKS Olimpii Piekary Śląskie. W wywiadzie opowiada o: charytatywnym pełnieniu funkcji prezesa, kadrze, sytuacji finansowej i planach na najbliższe lata.
Sportowa Silesia: Pełnisz funkcję prezesa klubu piłki ręcznej, na szczeblu I ligi (drugi poziomu rozgrywkowy). Nie pobierasz żadnego wynagrodzenia za tę funkcję. Jak to jest, być prezesem klubu na tym szczeblu. Skoro robisz to charytatywnie, to na pewno musisz mieć czas na inne obowiązki. Jak wygląda dzień takiego prezesa?
Mateusz Ludyga: To prawda. Funkcja prezesa w naszym stowarzyszeniu jest funkcją pełnioną społecznie. Jeśli chodzi o mój dzień to oczywiście pracuję na etacie, więc nie mogę zajmować się klubem w godzinach porannych. Na szczęście oprócz mnie w Olimpii udało się "skrzyknąć" jeszcze kilku ludzi, którzy mają rozdzielone obowiązki i odciążają mnie w wielu sprawach. Osobiście staram się być w klubie popołudniu i wieczorem minimum 3 razy w tygodniu, oczywiście nie wliczając w to meczów u siebie. Na większość wyjazdów też staram się jeździć z chłopakami, więc klub zabiera mi dość dużo czasu.
SS: A sam klub? Nie da się ukryć, że jest to zaplecze Superligi. W piłce nożnej, zaplecze Ekstraklasy jest utożsamiane bardzo poważnie. A jak jest w piłce ręcznej? Klub ma realne szansę na najwyższą klasę rozgrywkową, czy jednak potęga Wisły Płock czy Vive Kielce, to progi nieosiągalne dla tych mniejszych klubów?
ML: Obecnie jesteśmy liderem I ligi, więc wiadomo, że traktujemy sprawę poważnie. Chłopaki trenują pięć razy w tygodniu plus mecz, to chyba wystarczający dowód. Co do awansu, to w tym sezonie Superliga stała się ligą zawodową i aby w niej wystartować, trzeba spełnić sporo wymogów, także finansowych. W tym momencie nie mamy takich pieniędzy, ale nie wiadomo jak to się dalej potoczy. Na razie skupiamy się na najbliższych meczach i utrzymaniu w czołówce, bo I liga w tym sezonie jest bardzo wyrównana.
SS: No właśnie, pewnie w dużej mierze niezwykle ważny jest budżet. Nie da się ukryć, że w Kielcach czy Płocku, grają największe gwiazdy polskiej piłki ręcznej, a nawet światowej. Czy Olimpię stać na to, aby ściągać do klubu zawodników na takim poziomie, jak w Kielcach?
ML: Nie stać nas, ani żadnego innego zespołu prócz Vive i być może Wisły. Myślę, że w tym momencie roczna pensja takiego zawodnika oscyluje wokół kwoty, jaką tworzy cały nasz budżet. Takie są realia, my jednak stawiamy przede wszystkim na szkolenie młodzieży i wprowadzanie swoich zawodników do ligi. To powinno przynieść efekty w przyszłości.
SS: Słowem o zawodnikach. Jednym z najbardziej znanych wychowanków klubu, jest Mateusz Kus. Jak z pozostałymi zawodnikami? Czy mają oni na tyle wielki potencjał, aby pukać do reprezentacji Polski? Tym bardziej, że pokolenie Jureckich, Bieleckiego i innych przemija, i polska piłka ręczna, może przeżywać kryzys. Jak z sytuacją kadrową Olimpii?
ML: Tak jak wspomniałem, chcemy stawiać na młodzież. Dużo pracy przed nami, ale pierwsze jej zalążki już widzieliśmy w wakacje, kiedy przeprowadziliśmy udany nabór do klasy sportowej. Mamy nadzieję, że podobne zainteresowanie będzie także w kolejnych latach. Wtedy jakoś jestem spokojny o następców zawodników, którzy obecnie grają w drużynie. Jeśli chodzi o potencjał, to moim zdaniem w tym momencie nasi 19-latkowie jak: Łukasz Gogola, Patryk Miłek czy Mateusz Czapla spokojnie poradziliby sobie w młodzieżowej reprezentacji Polski. Niestety, mimo ubiegłorocznego sukcesu jakim było zdobycie brązowego medalu mistrzostw Polski oraz dobrych występów w lidze, na razie nie dostali swojej szansy na grę z orłem na piersi. Co do samego Mateusza, mamy z nim kontakt, czasem korzystając z wolnego czasu przychodzi na trening do chłopaków. Cieszę się, że mu się udało. Całe Piekary trzymają za niego kciuki. Mam nadzieję, że pozostanie na tym najwyższym poziomie jak najdłużej.
SS: Jakie są cele bieżące klubu? Powrót do najwyżej klasy rozgrywkowej? Są na to realne szanse, aby np. dorównać poziomem handballa Górnikowi Zabrze? Czy to jednak nie te pieniądze?
ML: Górnik zdecydowanie przewyższa nas budżetem, nie mniej to my jesteśmy drugą siłą na Śląsku i zamierzamy cały czas budować swoją pozycję. Celem jest rozegranie kolejnych dobrych meczów w lidze i co powtarzam, wprowadzanie nowych twarzy do pierwszoligowej drużyny. Oczywiście moim zadaniem jest też ciągłe poszukiwanie nowych zewnętrznych źródeł finansowania, co nie jest najłatwiejsze, szczególnie, gdy większość dnia zajmuję się swoją pracą zawodową. Staram się jednak ciągnąć ten wózek do przodu, a z jakim skutkiem, to już pozostawiam osobom wokół klubu i kibicom. Nie mnie oceniać.
SS: GKS Olimpia Piekary Śląskie działał do 2014 roku. Jaka jest różnica pomiędzy GKS, a obecnym MKS-em? Co się zmieniło? Czy fizycznie to dwa różne kluby?
ML: Swego czasu uczestniczyłem w spotkaniu, w którym ówczesny prezes GKS Olimpii powiedział wprost, że to ostatnie pół roku ich działalności w piłce ręcznej. GKS wpadł w poważne tarapaty, które niestety pewnie ciągną się za nimi aż do teraz. Szkoda, bo przecież swego czasu byli czwartą drużyną w Polsce. Co się zmieniło? MKS to nowy twór prawny, który pracuje już na swoje konto. Nowy zarząd, nowe perspektywy i nowe spojrzenie na rozwój piłki ręcznej w Piekarach Śląskich. Oczywiście, że nie odcinamy się od tych pięknych tradycji GKS-u, ale teraz pewne rzeczy robimy po prostu po swojemu i tego się trzymamy.
SS: Prywatnie wiem, że prowadzisz serwis sportowepiekary.pl. Opowiedz nam o pomyśle utworzenia serwisu, jego krótkiej historii, celach, zadaniach. I w ogóle, jak obecnie funkcjonuje? Jak na przestrzeni lat zmienił się zasięg? Można powiedzieć, że to sukces?
ML: Na pomysł związany z portalem wpadłem jeszcze za czasów studiów dziennikarskich, a plan jego powstania był po prostu zaliczeniem jednego z przedmiotów. Jako, że sam tworzę strony internetowe, to technicznie stworzenie strony nie było dla mnie wielkim problemem. Portal początkowo spotkał się z wieloma pozytywnymi opiniami, ostatnio kilkoro ludzi go krytykuje. Ja się tym nie przejmuję, bo przecież to kolejna rzecz, którą tak naprawdę robię społecznie i którą po prostu lubię robić. Czy uważam ją za sukces? Nie wiem, jednak na pewno licznik kilkudziesięciu tysięcy odwiedzin miesięcznie może sprawiać satysfakcję.
Rozmawiał: Bartłomiej Dusza.